
W tuchowskim Domu Kultury, w dniach 20 i 21.01.2016 roku odbył się XXII Małopolski Przegląd Zespołów Kolędniczych Mieszkańców Domów Pomocy Społecznej im. St. Kurczaba. Tradycyjnie, to wielkie wydarzenie zainaugurowała Msza św. w Sanktuarium Matki Bożej w Tuchowie, w której pod opieką sióstr i terapeutki zajęciowej uczestniczyli także mieszkańcy DPJ.
W czwartek o godz. 11-tej w świetlicy DPJ odbyła się premiera programu „Święty Czas – Bądźmy Sobą” przygotowanego na Przegląd Kolędniczy. Widownię stanowili nie tylko mieszkańcy i pracownicy DPJ, Siostry św. Józefa, ale także zaprzyjaźniona rodzina jednej z mieszkanek. W programie wystąpiła 7-osobowa grupa mieszkańców, 10-osobowa grupa wolontariuszy z Tuchowa, Karwodrzy, Zabłędzy, Łowczowa, Lichwina i 11-osobowa grupa wolontariuszy z Pleśniej z nauczycielką p. Joanną Heród. Scenariusz powstał na kanwie autentycznych relacji młodzieży i seniorów z DPJ, a motywem muzycznym był jeden z utworów ”Opowieści o wieczorze” – z płyty nagranej kilka lat temu przez Tuchowian oraz kleryków i siostry z tuchowskich wspólnot.
Po premierze wolontariusze z opiekunami udali się pieszo do Domu Kultury w Tuchowie, a mieszkańcy – aktorzy zostali przywiezieni samochodem. Z inicjatywy dyrektora placówki s. M. Bilskiej CSSJ także inni mieszkańcy przyjechali, by w Domu Kultury obejrzeć występy nie tylko „domowego zespołu”, ale także zespołów m.in. z Krosna, Krakowa, Iwonicza i Karwodrzy. Równolegle do występów odbywała się prezentacja szopek wykonanych na terapiach zajęciowych poszczególnych DPS-ów i każda z nich została nagrodzona. Szopka DPJ wykonana głównie z wikliny papierowej (szopa, drzewa) i metodą powertexu (postaci) pod kierunkiem Agnieszki Hołdy, Małgorzaty Majcher i Józefa Krasa otrzymała nagrodę od firmy „CITONET-KRAKÓW SA.
Na zakończenie Przeglądu, w którym wystąpiło 27 zespołów powiedziano wiele m.in. wicestarosta tarnowski, burmistrz Tuchowa, dyrektor DPS w Karwodrzy, ale najlepszą puentę stanowiła wypowiedź o. Jana Rzepieli CSsR współtwórcy Przeglądu cyt. „W Tuchowie małym gródku, zbawienie doszło do skutku. Dzięki Bogu i Wam.”
Poniżej zamieszczono wykorzystane w przedstawieniu teksty wspomnień trzech mieszkanek DPJ:
Wspomnienia p. Heleny
Pokaż tekstUkryj
Do Świąt przygotowywaliśmy się przez Adwent, czyli obowiązkowo uczestniczyliśmy w roratach.. Wczesnym rankiem zwykle opatuleni w chusty i szale wychodziliśmy z domu, a zimy były takie, że i śniegu było dużo i mróz szczypał pod butami. W Dniu Wigilii wypatrywaliśmy pierwszej gwiazdki; wtedy można było zasiadać do wieczerzy. Żyliśmy skromnie, ale zapamiętałam poważną atmosferę tego dnia; prawie nikt nie rozmawiał, w ciszy czekaliśmy na Narodzenie Dzieciątka Jezus. Także wieczerzę spożywaliśmy nie mówiąc ani słowa. Pod stołem ułożone były zawsze wiązki siana; po kolacji my – dzieci mogliśmy wejść tam i na sianie bawiliśmy się w zabawę z orzechami, radości było co niemiara. Było bardzo wesoło, później kolędowaliśmy, często kolędnicy ze wsi przychodzili z przedstawieniem, tatuś wpuszczał ich do izby, a my siedząc cichutko w kącie patrzyliśmy ze strachem na turonia, śmierć i diabła.
Wspomnienia p. Józki
Pokaż tekstUkryj
Święta z mojego dzieciństwa…
To były czasy przedwojenne. W chałupie było nas czworo; mamusia, która wcześnie owdowiała, brat w wieku 16 lat, siostra w wieku 14 lat i ja – najmłodsza, 10-letnia. Dużo przed świętami poszedł brat do lasu i uciął drzewko. Dzień przed wigilią było mycie i zmiana łachów. W wigilię rano szliśmy do kościoła, żeby się wyspowiadać, potem szliśmy na plebanię do księdza Adama złożyć mu życzenia świąteczne i powiedzieć wierszyk imieninowy. Z plebanii szliśmy na cmentarz zaświecić świeczki na grobie tatusia, braciszka i dziadków. Po powrocie do domu mamusia powiązała mi 3-4 tobołki z darami (chleb, mąka, śliwy itp.), które zanosiłam do biednych ludzi daleko we wsi. Mamusia przypominała mi, żebym wróciła do domu przed pierwszą gwiazdką. W tym czasie siostra z mamusią gotowały obiad, a brat ubierał choinkę w różne cacka zrobione przez nas w czasie adwentu, jabłka, orzechy i prawdziwe świeczki. Przed wieczerzą kazała wyjść dziewczętom z chałupy i posłuchać, z której strony pies zaszczeka, z tej przyjdzie kawaler.
Nasz dom nie był już dymny ino wybielony. W izbie była podłoga, a w kuchni było pięknie wyzamiatane klepisko. Właśnie w kuchni był długi, drewniany, niemalowany stół, „ślufanek” i kanapa. Wszystko to, podobnie jak maślniczki i cebrzyki drewniane, było myte na święta piaskiem. Na wieczerzę stół był zaścielony obrusem, na nim było siano, a na sianie rozłożone opłatki, na których kładziono talerze. Na środku stołu leżał chleb pszenno-żytni. Mamusia z siostrą przygotowały: chleb z jałowym żurem i grzybami, kapustę z grochem do ziemniaków, groch siarkowy, groch jasiek ze śliwami, okrągły groch z czosnkiem, pierogi ze śliwami (węgierkami), makaron z jabłkami, jaglaną kaszę jałową, kaszę jęczmienną ze śliwkami, pamułę, czyli dziamę pszenną gęstą z jabłkami i gruszkami, a na ostatek korpiele z kaszą jęczmienną. Jak mamusia to ułożyła na stole, to my wzięły opłatki i ustawiły się do niej życząc, by była zdrowa i szczęśliwa, a potem ona życzyła nam. Po życzeniach klękalimy przed obrazem Matki Bożej Tuchowskiej i dziękowalimy za ten rok i prosiły o błogosławieństwo dla nas i zwierząt w stajni. Potem my się przeżegnali, usiedli przy stole i powiedzieli: szczęść Boże. Jedliśmy z każdej jednej miski, potem my się przeżegnały, paciorek zmówiły i zbieralimy ze stołu. Do której miski przykleił się opłatek, to się miało obficie urodzić co w niej było. Resztki zsypywało się do wiadra, dodawało opłatek i dawało gadom: kurom, świniom, kotu i psu; opłatek z sianem ze stołu dawało się krowom, żeby nam służyły przez następny rok. Potem my naczynia pomyły, obrus zdjęły do szafy, posprzątało się, a na końcu zamiotło izbę. Śmieci przykryto w kącie pomietkiem (do zamiatania zrobionym z gaci jodłowych) i zostawiono na „po świętach”. Po wieczerzy mamusia brała kantyczkę i śpiewałymy kolędy. A potem opowiadała nam o rodzinie swojej i tatusia. Były to wielodzietne rodziny; mamusia opowiadała o wianach (skrzynie załadowane chustami, szalami i spódnicami), o zapisach pól. Tato mamusi był znanym kamieniarzem, który zrobił m. in. parkany koło kościołów w Jodłówce Tuchowskiej i Turzy, jeden z braci robił figury z kamienia (na cmentarzu w Jodłówce Tuchowskiej, na jego grobie postawiono wykonaną przez niego rzeźbę Serca Jezusa. Ciekawe były opowiadania z życia brata mamusi, który służył w wojskach J. Piłsudskiego, a także inne, krótkie epizody z życia dziadka, który był wójtem. To on przed śmiercią poszedł w pole pożegnać się z zagonami, a po powrocie powiedział w chałupie: „Nie zacyniejcie tego chleba, bo go w chołpie nie upiececie”. Zmarł tego samego dnia i rzeczywiście chleb upieczony został u sąsiadów.
Przed „północką” (pasterką) zamykałymy chałupę i szłymy do kościoła, był cały gościniec ludzi, w kościele trudno było przejść, ludzie śpiewali kolędy bardzo pięknie i głośno. Jak się przyszło z „północki”, to się jeszcze kolędowało. Łóżka były wyścielone na święta i wszystko porobione. W pierwszy dzień świąt część szła na rano, a część na nieszpory do kościoła. Nikt do nikogo nie chodził w pierwszy dzień świąt. Na obiad jedliśmy z wigilii ziemniaki całe, do tego skwarki ze słoniny, do kapusty boczek ze słoniną, do pierogów masło topione, a do żuru dodana była dobrze uparzona słonina. Rano jedliśmy babkę z masłem, kawę prawdziwą z cykorią i mlekiem. W drugi dzień świąt były odwiedziny albo my szli na narty i sanki. Placki pieczono dopiero na Nowy Rok (placek z jabłkami i ciastka z serem) i święto Trzech Króli (placek z makiem i śliwkami). Między świętami chodzili po chołpach scondroki i droby. Scondroki to byli mali kolędownicy, dostawali placka, chleba albo grosika, chodzili w dzień i za nimi wyrzucano śmieci, co by nie widzieli, wszystko co złe w chałupie za nimi miało iść. Droby chodzili po południu i wieczorem, mieli maskarady, mogli dostać wódkę i zdarzało się, że hulali z chołpowymi ludźmi.
Od tamtego czasu minęło kilkadziesiąt lat, a ja pamiętam tamte wieczerze i wydaje mi się, że to było całkiem niedawno. Wszystko to, co pamiętam z tamtych świąt, było bardzo ważne i piękne.
Józka – mieszkanka Domu Pogodnej Jesieni w Tuchowie
* W powyższym tekście celowo nie dokonano korekty językowej i zachowano autentyczny język autorki. Opublikowano w: „Chorągiew Maryi”. Biuletyn Parafii i Sanktuarium Matki Bożej w Tuchowie, Rok 15 (2003) Nr 6, s. 23-24.
Wspomnienia emerytowanej nauczycielki
Pokaż tekstUkryj
„Pochodzę z rodziny nauczycieli, oboje rodzice byli nauczycielami. Miałam czworo rodzeństwa. Przygotowania do Świąt Bożego Narodzenia były niejako dwu-kierunkowe, kuchnią zajmowała się mama ze służącą, a strojeniem choinki my z ojcem. Robiliśmy z bibuły ozdoby w dwóch kolorach: białym i niebieskim, wieszaliśmy na choince jabłuszka, orzechy i cukierki. Nie było światełek elektrycznych tylko świeczki. Niekiedy choinka zajęła się od takiej świeczki i mieliśmy wtedy wiele uciechy, a Ojciec ze zrozumiałych względów złościł się na nas i upominał.
Wieczerzę wigilijną spożywaliśmy w pokoju; tego dnia służąca zasiadała z nami do stołu; inaczej nie można sobie było tego wyobrazić. Najpierw Ojciec wygłaszał krótką mowę, która zawierała elementy patriotyzmu i rodzinności, a zakończona została modlitwą. Podczas łamania się opłatkiem składaliśmy sobie życzenia. Na stole kolejno pojawiały się tradycyjne, smaczne potrawy takie jak pierogi, uszka z barszczem czerwonym, kapusta z grochem, ziemniaki, ryby i kompot z suszonych owoców. Po wieczerzy Mama zasiadała przy fortepianie i grała kolędy, śpiewaliśmy głośno i ochoczo, a gdy chciała przestać zmęczona prosiliśmy o jeszcze jedną, jeszcze jedną.
Po kolędowaniu młodsze dzieci szły spać po dniu pełnym wrażeń, a starsze z rodzicami szły do kościoła na Pasterkę”.